Są młodzi i wykształceni. Szybkie tempo życia w mieście i pogoń za karierą to nie dla nich. Postanowili zamieszkać w miejscu z dala od cywilizacji, gdzieś w niewielkiej wiosce wciśniętej pomiędzy Puszczę Knyszyńską a rzekę Sokołdę. Wszystko z miłości do przyrody. Dzięki temu zaczęli zauważać jak piękny jest świat. Dziś mają namiastkę Prowansji na Podlasiu i czerpią radość z życia. Przy lemoniadzie z lawendy, babeczkach z ich dodatkiem i lawendowym aromacie rozmawialiśmy z Urszulą i Grzegorzem Kopciewskimi z Dworzyska.
Urszula i Grzegorz mieszkali w Białymstoku. On przez wiele lat zajmował się sprzedażą, ona - organizowaniem imprez. Kilka lat temu kupili niewielkie gospodarstwo w Dworzysku. Stanęli przed wyborem - kariera albo spokojne życie na wsi, na której pracy przecież też jest mnóstwo. Wybrali drugą opcję i od paru lat mieszkają w Dworzysku, niewielkiej wsi w gminie Sokółka. Dziś mają pięćset krzaków lawendy, z której robią cuda. Ale nie tylko tym się zajmują. Zaczęli interesować się też drewnem i tworzą z niego dosłownie wszystko. Mają też swoje pszczoły i czekają, aż wyprodukują im miód, oczywiście z domieszką lawendy.
Jedziemy w kierunku Lipiny, tam skręcamy na Sokołdę, a potem na Dworzysk. Czeka nas pięć kilometrów drogi w całkowitej leśnej głuszy. Po chwili znak informuje o polach lawendy. Na miejscu czuć już ich aromat. Za gospodarstwem rozciąga się piękna panorama wsi.
Dlaczego zdecydowaliście się na uprawę lawendy?
Urszula i Grzegorz Kopciewscy: - Mamy tutaj najgorszą, szóstą jakość gleby, a to lawendzie odpowiada. Nie jest ona bardzo wymagająca, nie trzeba jej podlewać. Jedynie co może jej zagrozić, to mróz. Uprawianie jej na Podlasiu jest eksperymentem. To nie Prowansja i krzaki nigdy nie będą tak duże.
Do czego można ją wykorzystać?
- Od ozdób, bukietów, suszu, poprzez woreczki zapachowe, kosmetyki, po kulinaria. Ostatnio zgłaszają się do nas również panny młode, które marzą o bukietach lawendowych. Lawenda jest składnikiem prawdziwych ziół prowansalskich. Były też lody, wspaniałe lody, które wyprodukował dla nas Łukasz Dutkowski ze Starej Szkoły. To było marzenie Uli, które się spełniło.
Kulinaria to nasz ulubiony temat. Robimy lemoniadę lawendową, babeczki, syropy. Lawenda jest też ciekawą przyprawą do mięs. Dym z gałązek lawendy to dobry dodatek do wędzenia mięs i do grilla. Nadaje mu wytrawności. W przyszłości chcemy zmierzyć się z winem lawendowym, na które otrzymaliśmy przepis, pochodzący sprzed stu lat.
Ale wasze gospodarstwo to nie tylko lawenda. Macie tu ule i sporo wyrobów z drewna.
- W tym roku zaczęliśmy przygodę z pszczołami. Mamy trzy ule i będziemy starali się o miód, oczywiście z dodatkiem lawendy. Pszczoły ładnie w niej pracują. Będzie to z pewnością ciekawe doświadczenie.
Zaczęliśmy też interesować się drewnem. Jest ono na tyle szerokim tematem, że jeśli ktoś nam coś zaproponuje do wykonania, to my się chętnie tym zajmiemy. Największą przyjemność sprawiają nam najmniejsze rzeczy, bo są one bardziej osobiste, bliskie. Są jednak indywidualne zamówienia, czasami zupełnie "odjechane" pomysły i takie też realizujemy.
Jesteście młodymi ludźmi, z pewnością na progu wielkiej kariery zawodowej. Jak to się stało, że zamiast zamieszkać w wielkim mieście, zdecydowaliście się żyć w malutkiej wsi, w totalnej dziczy?
- Jak zawsze - przypadek. Bardzo chcieliśmy zmienić otoczenie i zamieszkać poza miastem, na wsi. Puszcza Knyszyńska zawsze była najbliższa naszemu sercu, a to, że zamieszkaliśmy akurat w Dworzysku, to zupełny przypadek. Oboje skończyliśmy studia na kierunku turystyka. Dawniej mieliśmy ambicje, aby poprowadzić hotel, potem życie to trochę zweryfikowało. Im więcej podróżowaliśmy, tym bardziej podobały nam się miejsca klimatyczne. W pewnym momencie stanęliśmy przed wyborem: albo przeprowadzić się do większego miasta, albo żyć na wsi. W Białymstoku było już dla nas za mało - i przyrody, i możliwości rozwoju kariery. Wybraliśmy życie na wsi, w zgodzie z naturą i ze sobą.
I tak zrodził się pomysł na tą niekonwencjonalną uprawę?
- Zaczęliśmy kombinować, co moglibyśmy zrobić tutaj, w Dworzysku. Pod nosem mamy łąki pełne ziół, więc szkoda by było z tego nie skorzystać. Wymarzyło nam się naturalne spa. Lawenda przyszła przy okazji, w momencie gdy zaczęliśmy bardziej interesować się ziołami. Okazało się, że jest ona jednym z ciekawszych ziół i do wielu rzeczy można ją stosować. Jest naturalnym antybiotykiem, odkażającym i oczyszczającym specyfikiem, a poza tym ma właściwości relaksujące. W okolicy pól lawendy nie ma, inaczej w reszcie kraju, gdzie jest ich około dwudziestu, zwłaszcza na południu Polski, tam, gdzie jest najcieplej.
I teraz utrzymujecie się tylko z pracy na gospodarstwie?
- W tej chwili już tak. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Zrezygnowaliśmy z pracy, którą mieliśmy wcześniej. Grzegorz przez czternaście lat pracował w sprzedaży, a ja byłam organizatorem imprez przez wiele lat. Miałam też epizod w gastronomii.
Jakie macie plany i wizje na przyszłą działalność?
- Chcemy powiększyć nasze pole. W sierpniu planujemy warsztaty z przerabiania lawendy w naszym gospodarstwie. Być może będzie można nas spotkać na festynie Podlaskie Ziołami Pachnie w Białostockim Muzeum Wsi we wrześniu. Jeśli chodzi o dalszą przyszłość - dążymy do tego, aby przyjeżdżali do nas goście i mogli spędzić tu więcej czasu. Zrelaksować się, zażyć kąpieli ziołowych. I w dalszym ciągu chcemy rozwijać naszą kulinarną pasję, bo jest to kierunek, w którym chcemy iść.
Co daje wam życie w tym miejscu?
- Ludzie - naszym zdaniem, w tym całym zabieganiu, tempie życia - gubią to, co jest ważne. Mamy tu sporo fizycznej pracy, jesteśmy aktywni przez siedem dni w tygodniu nieraz po 16 godzin. Jednak praca dla siebie i spełnianie własnych marzeń i robienie rzeczy, które kochamy sprawia, że nie przeliczamy tej pracy na złotówki.
Dzięki życiu tutaj zaczęliśmy zauważać pory roku. W mieście tego nie ma, albo jest tego zdecydowanie za mało. Tutaj są inne problemy, inny świat. Interesuje nas bardziej lokalna społeczność. Znamy tutaj wszystkich sąsiadów. Nie ma takiej możliwości, aby się nie wspierać. Żyjąc w bloku często nie znaliśmy nawet osób z sąsiedztwa.
Daje nam to niesamowity komfort, spokój i równowagę. Po prostu radość życia.
Dziękuję za rozmowę.
Notował: Mariusz Bykowski
W poprzedni weekend w gospodarstwie zorganizowano dni otwarte na polu lawendy. Odwiedziło je wówczas aż 110 osób. W takiej formule gospodarstwo będzie można zobaczyć dopiero za rok. Jednak indywidualnie można je odwiedzać po wcześniejszym umówieniu terminu z właścicielami. Ich działalność można obserwować również na stronie internetowej: dworzysk.pl i na facebooku facebook.com/dworzysk.
U Urszuli i Grzegorza Kopciewskich w Dworzysku: