Z drogi na Malawicze trzeba skręcić w lewo, później przez Puciłki i Poniatowicze zmierzać w kierunku Kuźnicy. Droga pnie się w górę, by po chwili opadać dość gwałtownie. Niebo postrzępione gwałtownymi podmuchami wiatru, gdzieniegdzie przebija do nas optymistycznym błękitem. Jak w bajce. Niby zwyczajny krajobraz, a dech dziwnie zapiera w piersi. Wreszcie jest, choć wygląda zupełnie inaczej niż się spodziewaliśmy. Dwór w Tołoczkach Wielkich.
Kiedyś były to dobra należące do możnego rodu bojarów Tołłoczków. Ponoć przed wiekami majątek wydzielony z królewszczyzny wydzierżawiła sama Bona de Sforza. Mało to prawdopodobne, bowiem słynna Włoszka nie miała w zwyczaju rozdawać dóbr z tak wielkim wysiłkiem zebranych. Zupełnie inaczej postępował jej syn, Zygmunt August.
Już na początku XIX wieku majątek przeszedł w ręce von Novinskich, przez 1838 rokiem przejęli go Gąssowscy, którzy dzierżyli też niedaleki Kundzin. Dobra z Tołoczek odziedziczyła na początku XX wieku Maria Gąssowska. Traf chciał, że podczas I wojny światowej w pobliskiej Łosośnie rezydował komisarz ziemski Eryk Denk. Wpadła mu w oko piękna szlachcianka, a i on przypadł jej do gustu. Zapewne bardziej z miłości niż wyrachowania Denk wżenił się w bogatą familię i pozostał na litewskich piaskach.
Oprócz Tołoczek Gąssowska miała jeszcze domy w Warszawie, Grodnie i Wilnie, dobra ziemskie na Wileńszczyźnie. Było więc tego sporo. Młody dziedzic postanowił przebudować rezydencję w Tołoczkach, a że gotówki brakowało, wyprzedał niemal 300 hektarów z 700-hektarowego majątku. Drewniany dwór w Tołoczkach został rozebrany. Zamiast niego postawiono murowany budynek. Denk skończył prace w dwa lata, zaraz po Wielkiej Wojnie. Ponoć cegłę woził sam z Szudziałowa. Standard był bardzo bogaty jak na owe czasy. "Ślicznie było, wszystko elegancko umeblowane. Dom Jaśnie Państwa zadbany był pierwszorzędnie. Nawet łazienki były" - wspominał w 1993 roku Stanisław Fiedorowicz, ostatni fornal pracujący u Denka.
- Denka pamiętam. Zapoznał się z Gąssowską, to do niej należał majątek - opowiada Marian Fiedorowicz, kiedyś pracownik w szkole w Tołoczkach, dziś mieszkaniec Sokółki. - Gąssowscy byli też w Kundzinie i Pawłowiczach. Później tym majątkiem podzieliły się dwie siostry. Dopiero Denk zaczął stawiać wszystko na nogi.
U Denka pracowało pięć rodzin. Innych najmowano na żniwa i wykopki. Dziedzic zawsze płacił, i to dobrze. Za dzień roboty przy kopaniu ziemniaków można było dostać nawet złotówkę. Denk chodził w skórzanych butach, ze szpicrutą, palił cygaretki, mówił po niemiecku, choć po polsku rozumiał. Nie wymawiał "r".
Krótko przed II wojną światową Denka aresztowano, rzekomo za szpiegostwo. Eryk trafił do więzienia w Berezie Kartuskiej. Gdy wybuchła wojna, Maria spakowała najpotrzebniejsze rzeczy na pięć fur i wyjechała. Zatrzymała się w domu przy Kryńskiej w Sokółce, po czym wyjechała do Warszawy. Kilka dni później zjawił się Denk. Jak udało mu się wydostać zza krat - nie wiadomo. Był zapuszczony, zarośnięty. Przenocował w majątku i kazał się wieźć na dworzec do Sokółki, żeby szukać pani. To był ostatni raz, kiedy oglądał Tołoczki.
Niebawem we dworze zjawili się Rosjanie. - Wojsko sowieckie wszystko rozgrabiło - opowiada Marian Fiedorowicz. - Miałem wtedy dziewięć lat. Za Niemca byli tam zarządcy kierujący majątkiem. W czasie okupacji przyjeżdżała do Tołoczek Zosia, córka Denka. Sam Denk prawdopodobnie osiadł w Warszawie. Brał ponoć udział w powstaniu – on i jego syn. Słyszałem, że Denk wtedy właśnie zginął, a jego syn Wojtek miał amputowaną nogę. Natomiast inny syn, Karol, przyjeżdżał tu po wojnie. Przesyłał tu też paczki z NRF-u. W pewnym momencie kontakt z nim się urwał. Prawdopodobnie zmarł - dodaje.
Po wojnie w starym dworze, przejętym już przez państwo zorganizowano szkołę podstawową. - Uczyło się tam około stu uczniów. Jak przyszedłem w 1955 roku do Tołoczek, była tam już szkoła 7-klasowa. W latach 70-tych ją zlikwidowano. Sprzęt został zabrany, trafił do szkół w Klimówce, Czuprynowie i Kuźnicy. Została tam jeszcze woźna. Dopóki ona tam była, to wszystko się jeszcze trzymało. Kiedy ona wyjechała, budynek niszczał. Prawdopodobnie któregoś wieczoru młodzież rozpaliła w ruinach ognisko i budynek spłonął. Zostały ruiny - streszcza ostatnie dzieje dworu Marian Fiedorowicz.
Niewiele brakowało, by budynek postawiony przez Denka zamienił się w gruzowisko. Na szczęście tak się nie stało. Dziś cieszy oko piękny i odnowiony.
Piotr Biziuk
Rozmowa z Anną Cilulko, która wraz ze swoim mężem Januszem Cilulko jest właścicielką dworu w Tołoczkach Wielkich.
Jak wyglądało pierwsze spotkanie z dworem?
Kilka godzin poświęciliśmy, żeby tam po raz pierwszy dotrzeć.
Przecież to była ruina...
Od wielu lat szukaliśmy pięknego miejsca na uboczu. Mieliśmy działkę w innej wsi, ale to było zbyt ruchliwe miejsce. Więc wciąż szukaliśmy. Kiedyś przyszedł pewien pan do męża, który zapytał, czy widzieliśmy ruiny szkoły w Tołoczkach. Dał nam namiary i powiedział, że jest książka na temat tych okolic. Wybraliśmy się więc tam w weekend. Ledwie znaleźliśmy to miejsce. Było piękne, ale doszliśmy do wniosku, że będzie to zbyt kosztowna inwestycja. I zrezygnowaliśmy. Potem trafiliśmy tam jeszcze raz. Widok był tak przepiękny – bo było to wiosną – że powiedziałam: tylko to miejsce i żadne inne. Wtedy zaczęliśmy się tym interesować. Dotarliśmy do gminy. Najpierw kupiliśmy działkę okalającą ze stawami. Później dopiero tę, na której stały ruiny dawnego dworu.
Z czym wiązały się trudności? Zapewne konserwator zabytków...
Właśnie nie. Wiele osób interesowało się nieruchomością, ale sądziło, że trzeba będzie załatwiać pozwolenia u konserwatora zabytków. Ja tymczasem zaczęłam od sprawdzenia, czy ruiny budynku mu podlegają. Okazało się, że nie. Wtedy sprawa była już bardzo prosta. Przystąpiliśmy do remontu, ale staraliśmy się odtworzyć budynek, by jak najbardziej przypominał on oryginalny dwór.
Jak długo trwała odbudowa?
Kupiliśmy nieruchomość w listopadzie 2007 roku, wprowadziliśmy się w październiku tego roku, a więc cztery lata. Byliśmy tam dzień w dzień i pracowaliśmy z mężem – niejednokrotnie do 22.
Co państwo robili?
Wszystko. Gzymsy, malowanie, murowanie ścian, wykonanie podłóg...
Nie miała pani dość?
Powiem panu, że nie. Gdy zobaczyłam to miejsce, to byłam tak zauroczona. Czuję się tak, jakbym tam od zawsze była. Mąż tym bardziej ma sentyment, bo stamtąd – z Czarnowszczyzny – pochodzą jego przodkowie . Panuje tu jakiś duch rodziny. Chcieliśmy bardzo odrestaurować budynek, który tak niszczał.
Jak się tam mieszka?
Wspaniale. To jest dom przestronny, dla nas co prawda trochę za duży, ale jest bardzo wygodny. Planowaliśmy tam w przyszłości otworzyć działalność agroturystyczną. Mamy tam jeszcze nieurządzone piętro, ale na wszystko przyjdzie czas...
Dziękuję za rozmowę.
Notował: Piotr Biziuk
Dwór w Tołoczkach przed, w trakcie i po renowacji. Zdjęcia udostępnione nam przez Annę Cilulko:
Denka pamiętam. Był ziemskim komisarzem w Łosośnie. Zapoznał się z Gąssowską, do niej należał majątek. Gąssowscy byli też w Kundzinie i Pawłowiczach. Później tym majątkiem podzieliły się dwie siostry. Dopiero Denk zaczął stawiać na nogi majątek.