Nie trzeba daleko wyjeżdżać, żeby przeżyć fascynującą przygodę, odpocząć i spędzić czas na łonie natury.
Razem z przyjaciółmi postanowiliśmy wynająć tratwy u Jana Kułaka, sołtysa wsi Hamulka (hamulka.pl) i spłynąć Biebrzą. Pierwszy raz na tratwach, nie wiedzieliśmy za bardzo, co nas czeka.
Na miejscu okazało się, że tratwy wyposażone są w butle gazowe, grill, wodę, stół biesiadny oraz miejsca noclegowe dla sześciu osób. Wodowanie odbyło się pod mostem w Kamiennej Nowej i przygoda się zaczęła.
Trasa, którą mieliśmy pokonać, liczyła około 19 km i mieliśmy to zrobić w trzy dni (czyli od piątku do niedzieli). Pierwszy dzień przebiegł "lajtowo". Z nurtem rzeki tratwy sobie płynęły, a my biesiadowaliśmy, od czasu do czasu wskakując do wody. Wbrew pozorom Biebrza jest głęboką rzeką, miejscami ma nawet 10 metrów głębokości. Często też zdarza się, że dno jest widoczne tuż pod lustrem wody. Ogólnie czas spędzliśmy jak w filmie "Rejs" - nic się nie działo. Spokój, cisza, szuwary i śpiew ptaków.
W sobotę trochę popracowaliśmy wiosłami, ale nie był to jakiś straszny wysiłek. Do brzegu dobijaliśmy jedynie na nocleg (chociaż śpi się na tratwie), no i za potrzebą. W niedzielę trasa była najciekawsza. Rzeka w okolicy Sztabina robi się kręta i było trochę roboty przy manewrowaniu. W sumie rejs ukończyliśmy około godz 14.
Nieraz pływaliśmy kajakami po różnych rzekach, ale przygoda z tratwą jest o wiele lepsza. Towarzystwo cały czas spędza razem. Nie ma konieczności ciągłego wiosłowania, więcej miejsca jest na bagaże, no i nie trzeba brać ze sobą namiotów. Wybraliśmy trasę weekendową, ale są też krótsze (np. jednodniowe). Szczerze polecam ten sposób oderwania się od codzienności. Poza tym można się nieźle opalić.
Rokers
Tratwami po Biebrzy. Zdjęcia udostępnione przez naszego Czytelnika: